Mój ojciec umarł, mówiąc „ała”..

Pamiętam, że pogłaskał młodszą siostrę po głowie i szepnął jej coś śmiesznego do ucha. Potem pocałował mamę w kark, w to miejsce odkryte przez upięte w kucyki włosy. Bardzo lubił taką fryzurę u niej. Może dlatego, że coraz rzadziej ją nosiła, zasłaniając się „poważnym” wiekiem.

Potem wyszedł z pokoju, w którym obie „coś tam robiły”. Uśmiechnął się przez otwarte drzwi do mnie i starszej siostry, siedzących w kuchni. Zrobił krok, powiedział ze zdziwieniem i grymasem na twarzy „ała”. Zwalił się na podłogę i umarł.

To nawet nie był krzyk. W jego głosie więcej było zdziwienia niż bólu. Agonia trwała niecałe dwie sekundy. Był martwy, zanim upadł. Pękło mu serce.

Czytaj dalej